Pamiętam jak jeszcze całkiem niedawno temu spontanicznie oddawałam się marzeniom. Uwielbiałam fantazjować. Robiłam to nieustannie i nałogowo. Gdzie? Wszędzie… w drodze na uczelnię, na spacerze, przed snem i jak budziłam się rano do życia. Nie było nic piękniejszego niż poranek rozpoczęty od niewinnej, nierealnej historii, którą tworzyłam sobie w głowie. O czym marzyłam? O wszystkim… Senne fantazje nie miały granic… śniłam o dalekich podróżach, o niezależności, wielkiej miłości, spełnieniu, przygodach, czy w końcu o rzeczach abstrakcyjnych i nierzeczywistych. Była to moja forma medytacji, która dawała wyciszenie i ukojenie.
Potem nagle wkradła się w moje życie codzienność. Miliard rzeczy na głowie, zabieganie, zapracowanie i permanentny niedoczas. Cała masa spraw ważniejszych aniżeli JA.
Teraz wracam powoli do tych swoich medytacji. Uświadomiłam sobie ich brak. Wystarczył jeden wieczór z przyjaciółką, kieliszek wina, garść plotek i Cirque du Soleil.
Cirque du Soleil – nikt i nic nie opowiada o marzeniach tak pięknie jak oni :)
Zdjęcie: Marzenie o bliskości, tej na dłużej :) Londyn, Grudzień 2012
2013 © Fineliner. Premium Theme by UXbarn.